BRITNEY SPEARS Blackout LP ORANGE
- Vinyl I LP I Album I Orange
- Vinyl I LP I Album I Orange
It’s Britney, bitch!
No już, już… Ci, co rechoczą, szykując memy z łysą Brytą i hasła o „muzycznym gównie”, mogą dać na luz. To w pewnym sensie zrozumiałe zjawisko. Britney od lat bardziej kojarzona jest z problemami osobistymi i psychicznymi niż z muzyką. Ostatnimi czasy każdy portal muzyczny wrzucał filmiki, jak Spears z opętańczym wzrokiem tańczy półnaga z nożami albo sama wrzuca na Instagrama nagie foty z mikro-gwiazdkami w strategicznych miejscach. Niestety, ludzie od lat lubią „obserwować” upadki – nic tak nie cieszy jak gwiazda, która kiedyś była na szczycie, a dziś zalicza zjazd.
Tak czy inaczej, Britney Spears na zawsze wpisała się w historię muzyki pop i stała się absolutną ikoną popkultury. Jej debiut, czyli legendarny …Baby One More Time, był czymś więcej niż tylko płytą. Czy była to przełomowa muzyka? Dla mnie nie. Ale jej postać była zjawiskiem. Słuchacze oszaleli na jej punkcie, a album bił rekordy. Nie było dnia, ani programu, w którym nie padłoby jej nazwisko. Każdy mainstreamowy magazyn muzyczny patrzył na nas oczami Britney. Oczywiście już wtedy zalewały nas absolutnie wyssane z palca newsy. Nigdy nie zapomnę okładki Bravo z tytułem: „Britney Spears ma wąsy?!”. Po otwarciu pisma okazało się, że jednak nie ma! Były ploty o romansie z Justinem Timberlakiem, śluby z „dzbanami” i niekończące się porównania do Madonny.
Pomimo że nigdy nie była na moim radarze muzycznych fascynacji, należy się jej szacunek. Pomijam już wizualny aspekt – nie ma co ukrywać, Spears była obiektem westchnień prawie każdego młodego chłopaka. Klipy do „I'm a Slave 4 U” czy „Toxic” były hot as fuck, a muzycznie… no, niekoniecznie – chociaż z perspektywy czasu muszę przyznać, że „Toxic” to banger. I tu dochodzimy do punktu: zainspirowany słowami Buzza Osbourna z Melvins („nawet najgorszy wykonawca ma w sobie z 5 minut dobrej muzy”), zacząłem sprawdzać artystów, których kiedyś traktowałem z przymrużeniem oka. Pewnego dnia, kiedy Spears znowu była wszędzie przez swoje życiowe akcje i ogoloną głowę, usłyszałem „I'm Not a Girl, Not Yet a Woman”. Wtedy dopiero zauważyłem, jak zajebiste linie melodyczne ma ten numer. I tak zaczęła się moja podróż przez jej dyskografię.
Było tam sporo bubblegum popu, dużo „krindżu”, ale też fajne melodie. Jeśli mam być szczery, to moim zdaniem najlepszy okres twórczości Britney przypada na lata 2003–2008. To czas, kiedy totalnie zerwała z wizerunkiem grzecznej dziewczynki uśmiechającej się z okładek. Jej muzyka stała się drapieżna, dojrzalsza, bardziej odważna – także tekstowo. Najpełniej widać to w Blackout i Circus – oba albumy, mimo upływu lat, bronią się świetnie. I nie wstydzę się tego – te płyty mam w swojej kolekcji. Ze starszych krążków bardzo cenię Britney – numery jak „Overprotected” czy „Lonely” to zajebiste, imprezowe tracki.
Ale dziś zatrzymajmy się przy Blackout. Uwielbiam ten album, ale historia, która za nim stoi, to coś naprawdę ciężkiego. To opowieść o tym, jak bezduszną maszyną potrafi być show-biznes. Blackout miał być wielkim powrotem Spears po pierwszych osobistych dramach. Pamiętam, jak siedziałem przed MTV, żeby zobaczyć jej występ. Britney była w rozsypce – z nadwagą, doczepami, ledwo tańcząca – a mimo to „wypchnięto” ją na scenę. Bo kasa musi się zgadzać. Zagrała „Gimme More” – występ był dziwny, ale sam numer? Mega. Miał klimat klubu ze striptizem, ale jednocześnie coś mrocznego, szalonego, niepokojącego.
Z dzisiejszej perspektywy wiemy, co działo się za kulisami, i budzi to we mnie pogardę dla ludzi, którzy z nią wtedy pracowali. A mimo to… nie mogę powiedzieć, że Blackout to zły album. Britney, będąc w jednym z najgorszych momentów życia, nagrała jedną ze swoich najlepszych płyt – która zapisała się na stałe w historii popu. To zajebisty mix electro-popu i klubowych brzmień tamtych lat. Warto dodać, że Spears pełniła na nim jedynie rolę producentki wykonawczej – była podpisana przy zaledwie 2–3 numerach, całą resztę zrobili inni. Z jednej strony – smutne, bo pokazuje, w jakim była stanie. Z drugiej – brawa dla ludzi, którzy za nią wtedy stali, bo muzycznie odwalili kawał dobrej roboty.
Jej dziewczęcy wokal siadł tu perfekcyjnie. Tracki jak „Gimme More”, „Toy Soldier”, „Break the Ice” czy „Get Naked (I Got a Plan)” po 18 latach nadal brzmią świeżo. Ale jeśli miałbym wskazać faworyty – to „Heaven on Earth” i „Radar”. Rozwinięcie tych klimatów słychać zresztą na Circus – moim zdaniem jej najlepszym albumie. Blackout to płyta, która powstała z potrzeby wytwórni, a nie z inicjatywy artystki. Ale mimo to – to kawał dobrego, radiowego popu. Jednocześnie najbardziej mroczny album Britney. I właśnie dlatego – zasługuje na uwagę.
A1 Gimme More
A2 Piece Of Me
A3 Radar
A4 Break The Ice
A5 Heaven On Earth
A6 Get Naked (I Got A Plan)
B1 Freakshow
B2 Toy Soldier
B3 Hot As Ice
B4 Ooh Ooh Baby
B5 Perfect Lover
B6 Why Should I Be Sad
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!